Bezglutenowy chleb gryczany i pasta z zielonej soczewicy z bakłażanem



Lubię dobrze zacząć weekend od śniadania. W tygodniu rzadko mam czas żeby zjeść coś fajnego przed wyjściem z domu. Nic więc dziwnego że najczęściej zaczynam dzień od owsianki na mleku roślinnym z rodzynkami czy kuskusu z warzywami a resztę dnia jadę na kanapkach. Mamy to szczęście, że na naszym osiedlu piekarnia jest czynna od 7 do 20 a pieczywo tam sprzedawane jest dobre. Mimo to w piątek po pracy zawsze szykuję domowej roboty chleb lub bułki do sobotniego i niedzielnego śniadania. Tak aby dobrze zacząć dzień.
Chleb z kaszy gryczanej jest niewymagający. Dosłownie wystarczy zalać ziarna, później je zblendować i upiec. Sama kasza gryczana jest prawdziwą skarbnicą - zawiera spore ilości białka a także lizynę i tryptofan, których nasz organizm nie produkuje, ponad to znajdziemy w niej witaminy z grupy B, P i PP, wapń, fosfor i żelazo. Do wypieku używam białej kaszy gryczanej.

SKŁADNIKI:
  • 500 g kaszy gryczanej białej;
  • woda;
  • sól do smaku.
WYKONANIE:
  1.  Chcąc mieć chleb na sobotnie śniadanie odmierzoną ilość ziaren płuczę w środę wieczorem pod bieżącą wodą. W ten sposób pozbywam się ewentualnych zanieczyszczeń, które mogą znajdować się na kaszy.
  2. Następnie przesypuję ziarna do miski i zalewam wodą tak aby przykryć kaszę i odstawiam w spokojne miejsce.
  3. Kolejnego dnia po pracy uzupełniam ilość wody, dodaję sól i dokładnie blenduję ziarna. Przed zblendowaniem ziarna powinny być lepkie, śluzowate a na powierzchni powinna być pianka.
  4. Następnie przelewam gęstą (o konsystencji budyniu) masę do keksówki na 3/4 wysokości i wstawiam do zimnego piekarnika.
  5. W piątek po pracy po prostu włączam piekarnik, nagrzewam do 200 stopni Celsjusza i piekę chlebek przez około 50-60 minut aż góra stanie się brązowa i popękana. Następnie chleb wyjmuję z pieca i w keksówce pozwalam mu ostygnąć. Gdy ostygnie w zależności od upodobań albo delikatnie podpiekam go jeszcze w piekarniku albo od razu zawijam w lnianą szmatkę i chowam do chlebaka.
Jeśli zaś chodzi o pastę to był to czwartkowy eksperyment. Po soczewicowych burgerach (które zniknęły tak szybko, że nie zdążyłam ich obfocić) zostało mi jeszcze trochę ugotowanej soczewicy. Nie lubię, gdy resztki się marnują a nie miałam weny na kolejny obiad ze strączkami w tle. Tak się akurat złożyło, że z lodówki spoglądał na mnie samotny bakłażan. 

SKŁADNIKI:
  •  jeden bakłażan w dobrej kondycji
  • szklanka ugotowanej zielonej soczewicy
  • jedna spora cebula
  • sos sojowy ciemny
  • olej
  • przyprawy do smaku: sól, pieprz, papryka ostra
WYKONANIE: 
  1. Bakłażana kroimy na pół i usuwamy gniazda nasienne (o ile są). Następnie obie połówki solidnie solimy i odstawiamy na 15 minut.
  2. W tym czasie obieramy i kroimy cebulę, następnie smażymy ją na odrobinie oleju aż do zeszklenia. Po tym czasie dodajemy łyżeczkę sosu sojowego i smażymy przez kolejną minutę.
  3. Bakłażana płuczemy pod bieżącą wodą, osuszamy i nacieramy olejem. Wstawiamy na 30 minut do piekarnika nagrzanego na 180 stopni (góra-dół). Po tym czasie bakłażan powinien być lekko zarumieniony po obu stronach.
  4. Bakłażana kroimy drobno, dodajemy soczewicę i przyprawy do smaku. Blendujemy na gładką masę.
  5. Na koniec dodajemy cebulkę i mieszamy, przekładamy do pojemniczka i trzymamy w lodówce (mak. 3 dni). Smarujemy pieczywo, jemy z warzywami pokrojonymi w słupki.
     

Komentarze

  1. Bardzo apetycznie wyglada! Obserwuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobają mi się Twoje przepisy. Moze przepis na jakieś danie obiadowe? Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty