Wegańska jajecznica

Boczek od Bezmięsny Mięsny robi robotę :)

Moi rodzice mieszkają na wsi. Mają fajny dom ze sporym kawałkiem ziemi. Nie są rolnikami, ale potrafią czerpać z tego, co dał im los. Dzięki temu mogę od czasu do czasu korzystać z tych dobrodziejstw i przyrządzać potrawy ze świeżych warzyw i owoców, które są wolne od chemii, za to naładowane słońcem i dobrą energią. Naprawdę czuć różnicę w jakości warzyw, nawet w stosunku do tych z ryneczków.

Oprócz tego rodzice mają kury (od niedawna też przepiórki i kaczki) na własny użytek. Jak to na wsi bywa, ptactwo je nie tylko paszę, ale też uparowane obierki, warzywa czy wygrzebaną na wybiegu dżdżownicę. Mogę rozpisywać się o miłości mojego taty do tych śmiesznych stworzeń. O tym jak śmieją mu się oczy, gdy o nich opowiada, jak do nich mówi gdy daje im świeżą wodę lub jedzenie i z jaką delikatnością dogląda każdej jednej sztuki.

Prawda jest jednak zawsze ta sama - raz na jakiś czas, któreś z tych pierzastych straszydeł ląduje na stole domowników. Ot, tak to bywa na wsi.

W związku z tym, że mój rodzinny dom niemalże od zawsze stał jajkami, moim rytuałem w sobotnie poranki była jajecznica. Ze szczypiorkiem, z pieczarkami, z pomidorami, z cebulką, z żółtym serem czy (za mięsnych czasów) z kiełbasą. Mogę czytać godzinami o tym, że jajko to jajko i kompletnie nie ma różnicy w tym, jak nioska żyła. I może faktycznie tak jest, ale mój rozum zawsze mi mówił, że od takiej domowej Wasylisy to jajko jest bezpieczniejsze, bo to w końcu moja Wasyliska z kurnika je zniosła, gdakając o tym cudzie na całą wieś. Czy Wasylisa w hodowli przemysłowej gdacze z taką samą radością? Nie wiem.

Wiem za to jedno. Zwierzęta są fajne same w sobie, z racji tego, że po prostu są, a nie dlatego że składają jajka, dają mleko, czy potrafią wykrywać niektóre choroby. Nie każdy może pozwolić sobie na luksus posiadania własnej gadakającej Wasylisy. Ale myślę, że nikt nie powinien zamykać setek pierzastych stworów w ciasnych klatkach tylko po to, by przeciętny Kowalski mógł sobie zjeść jajecznicę.

Po opuszczeniu rodzinnego gniazda dosłownie tęskniłam za domowymi jajkami. Te sklepowe mi nie smakowały. Gdy przeszłam na weganizm tęskniłam za dobrą jajecznicą równie mocno, co za żółtym serem. Każdy jednak wie, że weganin to takie (nie)boskie stworzenie, które jest w stanie ukręcić z fasoli smalec a z kaszy rasowy chleb. Dlaczego więc miałby nie podołać wyzwaniu i nie zmajstrować roślinnej alternatywy dla zwykłej jajówy? Tak, ja też przeszłam przez tofucznicę i inne eksperymenty tego pokroju. Prawda jest jednak taka, że od zawsze stałam po stronie tej barykady, która je jajecznicę mocno ściętą i szczerze gardzi resztą społeczeństwa, która je taką o konsystencji (pardon!) smarków z nosa. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z przepisem na super nie-jajówę, która smakuje jak superścięta jajówa.

Nawienka w Krainie Warzyw

SKŁADNIKI (dla dwóch osób):

• szklanka mąki z ciecierzycy (dla osób unikających glutenu z przekreślonym kłosem);
• pół szklanki wody;
• czarna sól kala-namak;
• łyżka płatków drożdżowych;
• przyprawy: pieprz, zioła prowansalskie, papryka słodka;
• łyżka oleju lub wegańskiej margaryny do smażenia;
• opcjonalnie: pieczarki, wegański boczek/wędlina/kiełbaski, cebulka, szczypiorek

PRZYGOTOWANIE:

1. Mąkę połącz z wodą, czarną solą, płatkami drożdżowymi i przyprawami, wymieszaj na gładkie ciasto o konsystencji c. naleśnikowego. Odstaw na 5 minut;
2. "Dodatki" do jajecznicy podsmaż na minimalnej ilości oleju i nałóż na roboczy talerz.
3. Na dobrze rozgrzaną patelnię (natłuszczoną) wylej ciasto cieciorkowe. Przykryj patelnię pokrywką i smaż tak ok. 2 minuty aż do delikatnego "ścięcia" górnej warstwy. Następnie szpatułką poporcjuj ciasto i odwróć tak aby się przyrumieniło z każdej strony. Możesz na tym etapie dodać podsmażone wcześniej dodatki lub pokrojone pomidory. Smaż chwilę razem, przełóż na talerz i podawaj ze świeżym pieczywem lub innymi ulubionymi dodatkami.
4. Zajadaj ciesząc się pyszną jajecznicą, która koło kury nawet nie stała ;)